Niestety często po długim czasie współpracy trenerzy personalni słyszą od swoich (często wieloletnich) podopiecznych, że Ci drudzy zdecydowali definitywnie zakończyć współpracę i spróbować treningu na własną rękę.

Jak to wygląda w praktyce?

Najczęściej do trenera personalnego zgłaszają się osoby, które nigdy wcześniej nie trenowały, trenowały ale nie były zadowolone z efektów lub nie miały wystarczająco dużo motywacji aby robić to regularnie.

Rozpoczęcie współpracy z trenerem porządkuje cały ten proces.

Trener dba aby terminy treningów były rozpisane na długo do przodu, aby nie kolidowały z innymi zajęciami podopiecznego a jeśli coś wypada to szybko proponuje inny, alternatywny termin aby nie przerwać cyklu treningowego (wypadnięcie z regularnych treningów niemal zawsze kończy się całkowitym przerwaniem aktywności i utratą motywacji).

Kolejna sprawa, którą w takiej sytuacji nie musieli się przejmować podopieczni to aspekt sportowy. Treningi były precyzyjnie zaplanowane, ćwiczenia dobrane do możliwości i preferencji ćwiczącego a intensywność dostosowana do formy i dyspozycji dnia. Dzięki temu każda wykonana jednostka dawała dużo satysfakcji zarówno trenerowi jak i podopiecznemu i co najważniejsze generowała progres w treningu.

Na samym treningu nie było monotonii. Z jednej strony ćwiczenia się zmieniały, plany treningowe były rozbudowywane i podopieczny miał kolejne wyzwania a z drugiej sama osoba trenera, który bardzo szybko stawał się dobrym znajomym a często i bratnią duszą, sprawiała, że czas przeznaczony na trening podzielony na ćwiczenia i rozmowę mijał bardzo szybko.

I co się dzieje, kiedy ten działający jak dobrze naoliwiona maszyna mechanizm przestaje działać ponieważ podopieczny postanawia (lub jest zmuszony) do zakończenia współpracy i usamodzielnienia się w treningu?

Niestety z naszych obserwacji wynika, że zdecydowana większość osób w krótkim czasie przestaje ćwiczyć zupełnie.

Kiedy nie mają określonych konkretnych terminów treningów to każda wymówka jest dobra aby go przełożyć na kolejny i kolejny dzień. Ledwo się obejrzą a mijają tygodnie i miesiące, kiedy nie udało się zrobić dla siebie niemal nic…Z jednej strony są źli na siebie i zaczynają się czuć co raz gorzej a z drugiej boli ich świadomość, że długie miesiące ciężkiej pracy nad formą idą na ich oczach do kosza.

Kiedy nawet uda im się w końcu dotrzeć na siłownię to stają oko w oko z gąszczem maszyn i przyrządów najczęściej zupełnie obcych i mało przydatnych, bo praca na treningach personalnych wygląda zupełnie inaczej niż ćwiczenie w siłowniach i parkach maszynowych. Wykonują wtedy przypadkowe ćwiczenia na przypadkowych urządzeniach z przypadkowym obciążeniem i przypadkową ilością powtórzeń…Oszukują się, że lepiej przecież zrobić coś niż nic. Nie wiedzą czy ćwiczą poprawnie ani czy nawet nie robią sobie krzywdy co jeszcze bardziej podnosi frustrację.

Kończy się to powrotem do stanu wyjściowego czyli stopniowym traceniem formy i zdrowia, na które jeszcze niedawno tak ciężko pracowali.

Rozumiemy, że nie każdy jest w stanie długie lata współpracować z trenerem w pełnym wymiarze czasu ale zdecydowanie sugerujemy przejście w takich sytuacjach na model tzw. „hybrydowy” gdzie jedną jednostkę tygodniowo realizuje się pod okiem trenera a pozostałe we własnym zakresie ale cały proces jest wtedy pod kontrolą.

Takie modele świetnie nam się sprawdzają i jest to w zasadzie model docelowy, który powinien funkcjonować u większości osób.

Zachęcamy do refleksji:)

Tomasz Gać – Centrum Zdrowia Chmielna