Powołując się na brak czasu, wielu z nas stara się wytłumaczyć i usprawiedliwić niemal wszystko, co leży chociaż nieznacznie poza strefą naszego komfortu. Oczywiście jest to frazes i banał, ponieważ czasu każdy z nas ma dokładnie tyle samo, różnimy się natomiast hierarchią priorytetów i właśnie to decyduje dlaczego na pewne czynności zawsze wykonujemy a inne są notorycznie odkładane, odwoływane i w zasadzie nie mają żadnych szans zaistnieć. Chciałbym w tym momencie rozprawić się z tym banałem i udowodnić, że ten czas jednak mamy i tylko od nas zależy czy, ile i kiedy go dla siebie wygospodarujemy?

A jednak się da …

Pracuję na co dzień z wieloma różnymi osobami. Są wśród nich ludzie niezwykle aktywni zarówno zawodowo jak i rodzinnie. Prowadzą wielkie firmy, zarządzają ogromnymi budżetami oraz bardzo licznymi zespołami ludzkimi, w domu czekają na nich współmałżonkowie oraz dzieci i normalne domowe obowiązki. A mimo wszystko udaje im się wygospodarować jedną, dwie a czasem nawet trzy godziny na aktywność fizyczną.

Jest to czas dla nich, kiedy mogą „podładować baterie”,  nabrać dystansu do tego co ich na co dzień otacza, nieco zwolnić i skupić się trochę na sobie. Do tego rozładować stres, którego wszyscy mamy pod dostatkiem i wreszcie zadbać lub podreperować zdrowie…bo kiedy jego braknie wszystkie nasze ambitne plany i pozostałe punkty w hierarchii wartości sypią się w jednym momencie jak domek z kart…

I tu płynnie przejdziemy do kwestii kluczowej dla każdego z nas. Kiedy słuchaliśmy w młodości naszych rodziców lub dziadków mówiących „najważniejsze żeby zdrowie było” lub trafiały do nas takie życzenia na urodziny, święta czy inne okazje to mało kto traktował to poważnie. Brzmiało to jak oklepany frazes i nie braliśmy tego na serio. Natomiast przychodzi taki moment w życiu (i nie mówię tu o ciężkich chorobach czy wypadkach losowych), że to zdrowie zaczyna nam o sobie przypominać. I wtedy uświadamiamy sobie, że kwestie związane z zadbaniem o wagę, prawidłowy skład ciała, ciśnienie krwi, sprawną wątrobę czy działający układ kostny i mięśniowy to nie były tylko tematy z telewizji śniadaniowych i broszur ale kwestie, które mogą dotyczyć każdego z nas. I kiedy te problemy uniemożliwiają nam normalne, codzienne funkcjonowanie na tyle, że nagle musimy umówić się do lekarza, iść na sesję do fizjoterapeuty, poddać się kuracji, leczeniu, iść na zwolnienie z pracy lub w najgorszym wypadku lądujemy w szpitalu…to nagle czas się znajduje. Jesteśmy w stanie w jednej chwili odwołać na wiele dni i tygodni sprawy, które jeszcze wczoraj wydawały się absolutnie nieodwoływalne. Nie liczymy wtedy utraconych pieniędzy, zepsutych relacji czy złego samopoczucia tych u których coś odwołujemy lub przekładamy. Po prostu nie ma to dla nas w tym momencie większego znaczenia bo ból, dyskomfort, strach czy inne kwestie zdrowotne są po prostu zdecydowanie ważniejsze.

„Część leczenia zależy od woli wyleczenia.”

~ Seneka Młodszy

Jako trenerzy mamy tu do wykonania ogromną pracę edukacyjną. Nasi podopieczni dla własnego bezpieczeństwa muszą zrozumieć to wszystko co powyżej zanim to się wydarzy. Ciągła argumentacja i dawanie trafnych przykładów powinny spowodować u nich podniesienie regularnej aktywności na jedno z wyższych miejsc w hierarchii zaplanowanych czynności. U większości z nich to wystarczy aby zapobiec, opóźnić lub zniwelować negatywne skutki tego, że najzwyczajniej w świecie każdy z nas się starzeje. Wszyscy z każdym dniem na pewien sposób się po prostu zużywamy, mamy mniejszą tolerancję na szkodliwe czynniki zewnętrzne i mniejsze zdolności do kompensacji pewnych dysfunkcji, które do pewnego etapu życia nie sprawiały większych problemów ale nagle się uaktywniają i zaczynają nam doskwierać coraz bardziej.

Obrazowo mówiąc jeśli nasz kręgosłup wytrzymywał funkcjonowanie z wagą 80kg, nagle ta waga wzrosła do 95kg, ilość siedzenia w ciągu dnia wydłużyła się o kolejne 2h a siła mięśni stabilizujących z powodu braku ruchu spada o 1% każdego miesiąca, to w pewnym momencie następuje incydent bólowy, który zaczyna nam paraliżować normalne życie. W gabinecie lekarza dowiadujemy się najczęściej, że to „dyskopatia” i potrzebna operacja. Wtedy zaczyna się błędne koło i spirala bólu, która najczęściej nigdy się nie kończy. Alternatywą natomiast jest wygospodarowanie w odpowiednim momencie 2 godzin tygodniowo na aktywność pod okiem specjalisty. Dzięki temu utrzymamy masę ciała na podobnym poziomie, siłę mięśniową podniesiemy na wyższy lub co najmniej utrzymamy na tym samym, poprawimy zakresy ruchomości, które tracimy siedząc po kilka/kilkanaście godzin w ciągu dnia i co jeszcze…zaoszczędzimy czas! Jeśli policzymy ile możemy go w najbliższym okresie stracić z powodu niezdolności do normalnego funkcjonowania, to 2 godziny w tygodniu wydadzą się nam naprawdę minimalnym kosztem, który warto ponieść. Oczywiście istnieje też ryzyko, że treningi tak nam się spodobają, że zaczniemy je traktować jak hobby i przyjemność a nie obowiązek.

Jakie są rekomendacje WHO

WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) na podstawie analiz stanu zdrowia ludzi na świecie wydaje regularnie rekomendacje zdrowotne, również te dotyczące zalecanej ilości aktywności fizycznej w wymiarze dziennym i tygodniowym. Do niedawna było to słynne już 3 x 30’ x 130 czyli 3 razy w tygodniu, trzydzieści minut z intensywnością około 130 uderzeń na minutę. Około 2 lata temu te zalecenia zostały podniesione do około godziny dziennie, codziennie. Przyczyną jest szerzenie się w zastraszającym tempie chorób cywilizacyjnych takich jak nadwaga i otyłość i wynikających z nich bezpośrednio nadciśnienia, cukrzycy i wielu innych. Ogromnym problemem staje się ostatnio depresja. Naukowcy szacują, że do 2030r będzie to najczęściej występująca choroba na świecie! Dobrą informacją jest to, że depresję również w bardzo skuteczny sposób można leczyć właśnie aktywnością fizyczną.

I jak w tym świetle wygląda teraz to nasze słynne „nie mam na to czasu”?

Obawiam się, że naszego organizmu to nie interesuje i on się o ten czas bardzo szybko upomni. Tylko wtedy nie będzie to już profilaktyka lecz leczenie i czas z pewnością znajdzie się bardzo szybko.

Obawiam się, że naszego organizmu to nie interesuje i on się o ten czas bardzo szybko upomni. Tylko wtedy nie będzie to już profilaktyka lecz leczenie i czas z pewnością znajdzie się bardzo szybko.

Ostatnio natrafiłam na ciekawe badania, które mówią, że ponad 81% Polaków korzysta z Internetu około 6 godzin dziennie, a kolejne 2 godziny spędzamy oglądając telewizję. Z pewnością nie jest to w 100% czas przeznaczony na sprawy zawodowe lecz po prostu mniej lub bardziej przemyślane i zamierzone surfowanie po sieci w pozycji znacznie odbiegającej od tych które możemy nazwać ergonomicznymi. Tu również leży ogromny potencjał na wykrojenie w budżecie domowym czasu przeznaczonego na zorganizowany trening.

Podsumowanie

Doba u każdego ma tyle samo godzin, większość z nas prowadzi intensywne życie zawodowe i rodzinne, a jedni potrafią pomimo tego zainwestować w swoje zdrowie określoną ilość czasu, innym natomiast to nie wychodzi.

Zanim kolejny raz rzucimy bezmyślnie „nie mam czasu” sugeruję wykonać szybki rachunek sumienia bez oszukiwania samego siebie i jestem przekonany, że ten czas z pewnością uda się wygospodarować. Pamiętajmy zawsze „coś” jest lepsze niż „nic” i godzina tygodniowo szybko może się zmienić w trzy jeśli zobaczymy realną korzyść z tego co robimy. W gestii trenera leży natomiast aby zajęcia prowadzić w na tyle ciekawy sposób aby podopieczny szybko zaczął traktować je jako przyjemność a nie obowiązek.